Zbójnicka Kopka 2025 – Relacja

on

Dnia 19.01.2025 r. ruszamy dwuosobowym składem w kierunku Słowackich Tatr Wysokich, a dokładniej do Starego Smokowca, który stanowi główny węzeł dla większości tatrzański wędrówek. Wyjeżdżamy około godziny 4 w nocy z Krakowa. Droga przebiega nad wyraz przyjemnie, a czyste niebo zapowiada dobre warunki. Mijamy przejście graniczne w Jurgowie i przejeżdżamy przez Tatrzańską Kotlinę.

Słońce powoli zaczyna wschodzić kiedy zbliżamy się do miejsca parkingu. Niebo ma przepiekny błękitno-pomarańczowy kolor. Kiedy docieramy na parking o 6:30, na miejscu czeka już bardzo uprzejmy stróż. Parkujemy samochód i wyruszamy w akompaniamencie wschodu słońca.

Chyba po raz pierwszy podchodzę do tego drogowskazu, za każdym razem bowiem idę na czuja w poprzek.

Słońce bardzo szybko wschodzi, a my poruszamy się deptakiem w Starym Smokowcu, na horyzoncie majaczy jeszcze księżyc.

Docieramy do kolejnego drogowskazu, który kojarzę już znacznie lepiej. W jego pobliżu pozostawiłem na 3 dni samochód podczas moich wczasów w Bilikovej Chacie. Ten drogowskaz kieruje już bezpośrednio na szlak zielony który prowadzi do Hrebenioka.

Zaczynamy podejście zielonym szlakiem.

Idziemy w towarzystwie paru osób, warunki są nadzwyczaj dobre jak na zime – wręcz bardziej wiosenne. Tego akurat było najbardziej szkoda, bo nie ukrywam, że ciekawie byłoby zaznać zimę w zimie w Tatrach, a co roku mi to umyka.

Szybki obrót „w kierunku Słowacji”, jak zwykłem określać obracanie się w stronę przeciwną do szlaku.

Przed nami pełna sylwetka Sławkowskiego Szczytu, który wygląda wybitnie niezimowo. Przynajmniej w końcu w pełni uchwyciłem masyw tego męczącego w podejściu szczytu.

Mimo niedużego śniegu urok Słowackich Tatr zimą oczarowuje.

Powoli zaczynamy zbliżać się do Hrebenioka.

W końcu docieramy do pierwszego charakterystycznego przystanku jakim jest właśnie Hrebeniok. W miejscu tym pojawiły się przeurocze rzeźby przedstawiające niedźwiedzie grające na przeróżnych instrumentach i wykonujące rozmaite czynności. Wygląda to świetnie. Pojawiło się również wiele obiektów, które świadczyły o tym, że tego dnia jest tu jakiś event.

Czyż nie są one przeurocze?

Miejsce to ma swój urok, lubię się tu raczyć piwem po długiej i ciężkiej wyprawie.

Kolejnym zaskoczeniem są rzeźby z lody przedstawiające trony oraz cały bar z lodu.

W oczekiwaniu na towarzyszkę spoglądam w stronę Słowacji.

I nieco bardziej w stronę Tatrzańskiej Łomnicy.

A tak prezentuje się kultowy Hrebeniok zimą.

Kolejny duży drogowskaz prowadzi nas na szlak niebieski w kierunku Doliny Staroleśnej.

Przekraczamy szlaban, który sugeruje, że teren jest lawiniasty i przejścia nie ma. Chwile się zastanawiamy, ale każdy ma ten zakaz gdzieś i podąża szlakiem.

Klasycznie okolice Hrebenioka obfitują w doskonałe widoki na Łomnicę i jej grań. Ta góra mimo swojej popularności wynikającej z kolejki jest dla mnie dość interesująca, szczególnie teraz kiedy TANAPowcy wycięli wszystkie zabezpieczenia.

Śnieg jest mokry, a warunki idealne. Błękitne niebo bez ani jednej chmurki i zero porywów wiatru. Na tą wyprawę nie wziąłem stałego elementu, czyli komina, który biorę nawet latem, ale okazał się całkiem zbędny.

Jesteśmy mniej więcej na wysokości Rainerowej Chaty w okolicy, której znajdują się charakterystyczne wiatrołomy. Prócz Łomnicy i Durnych Szczytów, na pierwszym planie rysuje się bardzo ciekawa grań Rywocin oraz majestatyczna Pośrednia Grań.

Kolejny drogowskaz to Rozejście pod Rainerową Chatą. Tu można jeszcze zejśc na szlak czerwony (magistralę) i uderzać na Chatę Terrego – do Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Nasz cel podróży dzisiaj jest jednak inny.

A poniżej ciekawostka – zalegający mokry śnieg łamiący gałęzie iglastych drzew nazywa się okiść.

Wchodząc do lasów trzeba się liczyć z wodą kapiącą z drzew. Najzwyczajniej w świecie śnieg się tutaj topi. I to o poranku.

Las wydziela piękny zapach, który w połączeniu z poranną grą świateł tworzy bajkowy klimat.

Po wyjściu z lasu mamy po prawej stronie jeszcze lepszy widok na fascynującą grań Rywocin i Pośrednią Grań (nie zapominajmy, że to szczyt).

Po lewej zaś stronie figurują jakieś nieznane mi turnie odchodzące z masywu Sławkowskiego Szczytu.

W zacienionych miejscach można znaleźć ciężki, mokry śnieg, natomiast w osłonecznionych śnieg ten wręcz całkowicie zanika.

Obracam się na chwilę.

Przechodzę przez kolejny mostek, a w tle pokazuje się Strzelecka Turnia. Szczyt ten wydaje się łatwo dostępny i mierzy 2130 m.n.p.m.

Spoglądam w stronę zboczy Pośredniej Grani. Jest tu wyjątkowo mało śnieżnie.

Docieram do pierwszego mostka na Staroleśnym Potoku.

Staroleśny potok zimą wygląda pięknie. Przywodzi mi to na myśl widoki z gry TES: Skyrim. Nie wiem czy to słuszne porównanie jeśli chodzi o topologię, ale tak się wychowałem.

Podążamy w stronę Zbójnickiej Chaty. Przed nami widać próg Doliny Staroleśnej, który nie pokonuje się bezpośrednio, a bardziej trawersuje bokiem.

Zaglądając w stronę Strzleckich Pól można tutaj dostrzeć przełęcz Żółta Ławka i Drobną Turnię po lewej stronie.

Od strony Sławkowskiego Sczczytu można zobaczyć piarżysty teren nazwany Jamińskimi Usypami.

Słońce wzeszło juz w pełni, a widok w stronę Słowacji nie przestaje czarować.

Masyw pośredniej grani z tej pespektywy wydaję się byc wyjątkowy niedostępny. Ma to sens bowiem, według mojej wiedzy popularny trasy na ten szczyt prowadzą od strony Doliny Małej Zimnej Wody.

Zaczynamy nieco czujniejsze podejście oczywiście jak na standardy szlaku turystycznego.

Co jakiś czas można znaleźć tutaj drobne lodospady.

Tu pojawia się pierwsza sekwencja łancuchów. Uważam, że są zbędne latem a co dopiero zimą.

Choć ostatni odcinek faktycznie nieco węższy.

Dochodzimy do Warzęchowej Kotliny, a Zbójnickiej Chaty nadal nie widać.

Przed nami ostatni mostek nad Staroleśnym Potokiem.

Tutaj znakomity widok ponownie na Strzelecką Turnię oraz Niżnie Siwe Spady i Siwą Kotlinę.

Przed nami pokazuje się najwyższy próg Doliny Staroleśnej i Jaworowy Szczyt po prawej stronie. Nie prezentuje się on szczególnie imponująco wbrew temu co się mówi o jego wielkości. Być może Jaworowa Galeria przysłania nieco jego sylwetkę.

Mimo nabieranej wysokości ilość śniegu jest niezbyt adekwatna do pory roku.

Im wyżej tym lepszy widok na Strzelecką Kotliną i okolice Czerwonej Ławki, za którymi tak tęsknie. Wydarzyła się tam jedna z moich ulubionych przygód górskich czyli pętla przez Czerowną Ławkę.

Również Sławkowskie Czuby i piękna Sławkowska Grań przykuwają uwagę jako potencjalny cel letniej wspinaczki.

Czubaty masyw Małej Wysokiej stanowi świadectwo, że już za niedługo powinniśmy być na miejscu, a droga dłuży się niesamowicie (oczywiście tylko pod sam koniec).

Na tej wysokości jest chyba najbardziej kompletny widok na masyw Pośredniej Grani i Żółtego Szczytu. Ponowni sprawia wrażenie ogromnego.

W końcu naszym oczom ukazuje się Schronisko Zbójnickie, a równo nad nim Świstowy Szczyt.

A tutaj typ zdjęcia który sobie ulubowałem – jezioro górskie zimą. Przed nami Długi Staw Staroleśny, efekt pracy lodowca.

Dziś mijamy sporo nosiczy w Staroleśnej Dolinie. Myślę, że kiedyś tego spróbuje.

Jest i ona – Zbójnicka Chata zimą.

Na zdjęciu charakterystyczny dzwonek.

Patrzę jeszcze tylko na Nowoleśną Grań i uciekamy czym prędzej do drzwi.

W środku sporo ludzi. Jest pięknie i klimatycznie. Przed sobą mam pianino na którym ś.p. Dominik Socha, grał niegdyś utwór Chopina po tym jak przebiegł sobie jak gdyby nigdy nic w jeden dzień Łomnicę, Durny Szczyt, Baranie Rogi, Lodowy Szczyt i Jaworowy Szczyt, choć chyba nie do końca bo nastąpiło załamanie pogody. Nazwał to potem „Nieudaną wyprawą w Tatry Wysokie„. Pamięć o Tobie nie zginie przyjacielu.

Po zjedzeniu przezemnie i moją towarzyszke nieszczególnie pysznych pierogów sprawdzam mapy.cz, szukam jakiegoś niedalekiego punktu, który został nazwany. Wybór pada na pozaszlakową, choć niezbyt mocno Zbójnicką Kopkę. Sceptycznie do tego podchodzimy, ale jednak decydujemy się wyruszyć.

Obchodzimy bokiem Pośredni Harnaski Staw, nie mam tyle zaufania do cienkiej pokrywy lodu co wszechobecni skiturowcy.

Nad nami znajduje się Harnaska Kopka, ale nie zmieniamy celu podróży mimo możliwości.

Przed nami piękna panorama Jaworowych Szczytów. A po środku cel naszej podróży. Mimo, że prezentuje się wybitnie mizernie na tle pozostałych gigantów, to różnica z najwyższym szczytem na tym zdjęciu to „zaledwie” ok. 350 m.

Udokumentowałem również kompletny masyw Jaworowego Szczytu. Myślę, że mi sie to przyda.

Bardzo złowieszczo wygląda Rohatka zimą, czyli dość trudna jak na fakt, że jest szlakiem przełęcz.

Zbliżamy się do Zbójnickiej Kopki lecz nie decydujemy się iść śladami skiturowców.

Odbijamy na prawo i idziemy terenem w uproszczeniu mówiąc – mikstowym.

Nachylenie jakieś jest, ale we większości miejsc nie sprawia wrażenia niepokojącego. Towarzyszka ma raczki więc musze uważać nawet na stosunkowo proste pochyłości.

Dochodzimy na płaskowyż i jest już w pełni bezpiecznie. Po środku między Małym Jaworowym Szczytem, a Jaworowym Szczytem znajduje się przełęcz Rozdziele.

Świetny widok pokazuje się na Małą Wysoką, Świstowy Szczyt i … Gerlach. Spostrzegłem się o tym teraz kiedy pisze ten artykuł.

Odwracam się, czy to już widok na Równiny Węgierskie o których mówił Stanisław Witkiewicz?

Sławkowski Szczyt wraz ze Sławkowską Granią. Od tej strony wygląda zdecydowanie najkorzystniej.

Zostaje nam ostatnie kilka metrów i docieramy na szczyt. Jesteśmy z siebie dumni.

Pozwalamy sobie na chwile odpoczynku i kontemplacji. Oczywiście wstaje na sekundę z podkładki biwakowej i zwiewa mi ją w mgnieniu oka w przepaść. Przepaść bowiem jest niemała od wschodniej strony.

A na zdjęciu poniżej obraz potężnej lawiny, która zeszła z Zawraciku Rówienkowego. Dla skali skiturowcy względem ogromu przyrody. Na lewo od Zawraciku Rówienkowego Krzesany Róg. A na samym dole nawis śnieżny. W końcu go zauważyłem mimo tego, że jest malutki.

Masyw mało znanej Graniastej Turnii.

Oraz piękny Zmarzły Staw Staroleśny.

Zaczynamy zejście. Tym razem schodzimy widocznym na zdjęciu podejściu, które preferują narciarze.

Wybitnie szybko docieramy do Zbójnickiej Chaty i już tam nie wchodzimy, ponieważ czas zaczyna naglić.

Podczas powrotu dokładniej spoglądam na okolice Zbójnickiego Koryciska i Niespodzianych Ogródkow.

Na powrocie łańcuchy stają się bardziej potrzebne, ponieważ zaczyna być ślisko.

W drodze powrotnej widzę jeszcze piekny lodospad Zahranky, do którego prowadzi dość wyraźna ściezka, którą podążał nad ranem zespół polaków.

Docieramy do Hrebenioka, a tam niespodzianka – tłumy. Lśnią kurtki Calvin Klein i Moonbooty z raczkami. Okazało się, że tego dnia jest tutaj event saneczkarski.

I w takich właśnie bajkowych klimatach spędziliśmy w zimowych Tatrach Wysokich dzień od zmierzchu do Świtu. To była wyjątkowo przyjemna wyprawa.