10 września 2023 wyruszamy na słowacką stronę Tatr w celu zdobycia narodowej góry słowaków jaką jest Krywań 2495 m.n.p.m. Około 6:00 docieramy w okolice parkingu Tri Studnicky. Koszt parkingu standardowy – 10 euro. Wyruszamy żwawo czteroosobową rodzinną grupą w kierunku zielonego szlaku. Po drodze spotykamy wiele osób, gdyż jest to szlak dość popularny, nie zmienia to jednak faktu, że trasa jest niezwykle malownicza. Przebieg samej trasy to tatrzański standard, czyli przedzieranie się przez poszczególne piętra przyrody górskiej – lasy iglaste, ich skarłowaciała forma czyli kosodrzewina i finalnie czysta skała.
Od samego początku towarzyszy nam widok Krywania. Tatrzańska przyroda jak zwykle nie zawodzi i czaruje swoim pięknem. Ogółem Tatry to miejsce które nigdy nie zawodzi jako cel podróży. Zawsze przynosi satysfakcję. Wchodzimy na szlak i podążamy otoczeni z każdej strony gęstymi połaciami kosówki.
Mijamy charakterystyczne wzniesienie u podnóży góry Krywań, czyli Krywańską Kopę.
Sam szlak nie jest jakoś wymagający kondycyjnie i w stosunku do pozostałych nie ma takiej ilości sypkich piargów przez co trasa przebiega wybitnie gładko i sprawnie. Szlak o poranku jest wyjątkowo urokliwy.
Docieramy do rozwidlenia na szlaku – Rozdroża pod Krywaniem. Tutaj zbiega sie szlak zielony którym idziemy i niebieski, którym będziemy wracać.
Zaskoczeni prędkością podróży powoli zbliżamy się do Małego Krywania. Moje zainteresowanie budzi żleb który ciągnie się od szczytu do rozwidlenia. W drodze powrotnej będzie on stanowił moją trasę.
Ruszamy do góra. Rzucam okiem na Jamską Grań.
Po chwili docieramy na szczyt, pod charakterystyczny krzyż na Krywaniu.
Widoki są obłędne.
Jedne z najlepszych jakie miałem okazję zobaczyć w górskiej karierze. Na szczycie spędzamy około godziny. Znajdują się tam ułożone z kamieni stanowiska do biwakowania. Schodzimy do rozdroża tym samym szlakiem (osobiście wracam wcześniej wspomnianym żlebem w którym mogę się cieszyć jakimiś trudnościami technicznymi). Potem odbijamy już na szlak zielony, który nieco wydłuża drogę. Droga powrotna jak zwykle się dłuży. Monotonię przerywa dotarcie do Jamskiego Stawu. Tam następuje moment na regenerację i schłodzenie w zimnej przyjemnej wodzie.
Ostatnia część trasy to długa prosta bez przewyższeń przez las w otoczeniu borówek. Wyprawa łatwa i przyjemna.