Długi Wielicki Staw 2024 – Relacja

on

To jedna z moich nieudanych wypraw w Tatry. Czy żałuje? Wcale. Kompletnie zignorowaliśmy pomarańczowy alert wydany przez TANAP, sugerując się wyłącznie faktem braku opadów deszczu. Jak się później okazało była to dla nas cenna lekcja i nowe doświadczenie w postaci siły żywiołu. Zacznijmy jednak od początku.

26 września 2024 roku, udajemy się z kolegą w Tatry Wysokie. Docelowo wraz z kolegą chcemy tego dnia zrobić mocną pętle od Starego Smokowca przez Rohatkę i zahaczyć o Małą Wysoką. Od samego początku pogoda i klimat nie nastrajają tworząc atmosferę dziwnego niepokoju. Wjeżdżając na Słowację od strony Mniszka nad Popradem, ustalam cel powodzenia ekspedycji na jakieś 10%.

po-drodze-wolnosci

Docieram do starego Smokowca i parkuje na moim ulubionym parkingu miejskim za kwotę 15 euro (cały dzień). Miejscowość jest dzisiaj mroczna i opustoszała. Cenie sobie ten aspekt w moich górskich podróżach. Oglądając zdjęcia z kilkusetmetrowych kolejek na jakąś przełęcz w Polsce, aż włos się na głowie jeży. Dlatego polskie Tatry dotychczas odwiedzam tylko zimą i tam gdzie wiem, że będzie cisza i spokój.

stary-smokowiec

Smokowiec dość dobrze już znam. Nie jest to duża miejscowość. Kompleksowo poznałem to miejsce podczas mojego letniego noclegu w Bilikovej Chacie i konieczności życia w okolicy przez 3 dni. Mój telefon nie współpracuje ze mną i jesteśmy pozbawieni nawigacji z map.cz. Trzeba zatem nawigować w sposób klasyczny – z drogowskazów.

nawigacja-stary-smokowiec

Jakoś udaje nam się podążać żółtym szlakiem mimo, że jest on kiepsko oznaczony.

kolo-willi-limba

Po ostatniej prostej dochodzimy do wejścia na szlak żółty, który dopiero podczas planowania tej podróży pierwszy raz znalazłem. A to dziwne.

wejscie-na-szlak-zolty-ze-smokowca

Szlak dojściowy jak każdy inny. Urokliwym elementem są małe drewniane mostki co jakiś czas. Trawy zaczynają się już żółcić, a liście opadać.

podejscie-zolty-szlak-1

Kontynuujemy żwawo podejście.

podejscie-zolty-szlak-2

Błyskawicznie nabieramy wysokość, nie marnując czasu na przerwy. Co jakiś czas, na otwartych przestrzeniach czujemy mocne zrywy wiatru. Jest to pierwsza alarmująca sytuacja.

podejscie-zolty-szlak-3

Docieramy do Rozejścia pod Zrębami na wysokości 1409 m.n.p.m. Tutaj okazuje się, że w to miejsce prowadzi jeszcze jeden szlak, a mianowicie szlak niebieski prowadzący tu z Tatrzańskich Zrębów, jednej z tatrzańskich mikromiejscowości umiejscowionych wzdłuż Drogi Wolności. Z pewnością kiedyś odwiedzę ten kawałek szlaku, szczególnie, że wydaje się bardzo dziki i kiepsko utrzymany – duży plus dla mnie.

razcestie-nad-zrubami

Docieramy do węzła szlaków zielonego – z Tatrzańskiej Polanki i żółtego – ze Starego Smokowca (tego którym podążamy). W oddali majaczy Śląski Dom. Dotarłem w to miejsce już na trzy możliwe sposoby. Przez dwa wcześniej wspomniane szlaki i jeszcze czerwonym – Magistralą Tatrzańską od Hrebienioka. Tą wyprawę opisałem zresztą tutaj.

wezel-szlakow-slaski-dom

Na szlaku pustki. Ani żywej duszy. Docieramy do drogowskazu pod Śląskim Domem. Krząta się tutaj kilka osób z obsługi.

slaski-dom-jesien

Wchodzimy do nowo wybudowanej wnęki wraz z barem dla turystów i odpoczywamy tam chwilę oraz jemy. Podmuchy wiatru są coraz mocniejsze, a moja predykcja spada z 10% do 5 % szans powodzenia wyprawy.

wneka-slaski-dom

Wyruszamy w kierunku Płaczącej Skały/Wiecznego Deszczu celem przekroczenia pierwszego progu doliny Wielickiej. Kosówka zaczyna uświadamiać nas na jakiej wysokości się znajdujemy.

kosowka-dolina-wielicka

Spoglądam na Śląski dom z podnóża pierwszego piętra doliny.

Podczas podejścia naszym oczom ukazuje się Wielicka Siklawa, dość urokliwy mocno opadający tatrzański wodospad.

wielicka-siklawa

Szybko udaje nam się przejść pod Płaczącą Skałą i po chwili znajdujemy się na pierwszym progu Doliny Wielickiej. Tutaj jednak dochodzi do gwałtownego załamania pogody.

pierwszy-prog-doliny-wielickiej

Podczas tej ekspedycji chciałem dokładniej przyjrzeć się Wielickiemu Ogrodowi zwanemu również ogrodem Wahlenberga. Widoczność jednak spadła do minimum.

wielicki-ogrod-mgla

Mgła skróciła nam pole widzenia do minimum, a porywisty wiatr zaczął sprawiać problemy z utrzymaniem równowagi. Jak się później okazało tego dnia wiatr osiągał prędkość do 100 km/h.

po-dolinie-wielickiej

Mimo warunków nabieramy wysokość i przechodzimy w strefę skał i granitu.

skaly-dolina-wielicka

Tutaj nie da się już po prostu ustać. Nigdy wcześniej w życiu nie zdarzyło mi się zaznać takiego wiatru. Resztkami sił docieramy do Długiego Wielickiego Stawu (udało mi się go rozpoznać z pamięci, mimo, że dawno mnie tu nie było). Po chwili zastanowienia pada decyzja o odwrocie. Przeciągaliśmy ją i tak zdecydowanie za długo. Minął nas tylko jeden słowacki turysta w casualowych butach. Nie widzieliśmy później żeby wracał, także szacunek.

dlugi-wielicki-staw-mgla

Na powrocie wiatr jest już tak mocny, że musimy schronić się w prowizorycznej jamie. To jeden z tych momentów kiedy życie uderza inaczej, mimo sporej dawki wrażeń i stresu, nie czułem niepokoju ani strachu. Czułem głód przygód, który jednak nie zagłuszył zdrowego rozsądku.

Jednym z górskich produktów w mojej osobowości jest dobrze skrojony instynkt samozachowawczy. Również tego dnia mnie nie zawiódł.

Wracamy, a właściwie zbiegamy pod Śląski Dom, gdzie we wnęce robimy sobie krótką przerwę, a potem w już naprawdę rekordowym tempie docieramy do Starego Smokowca i odjeżdżamy w paradoksalnie dobrych humorach. To była cenna lekcja i nowe doświadczenie życiowe. Przez dobre decyzje udało nam się zachować zdrowie bądź życie, a to jest w tym wszystkim najważniejsze.