Na ogół nie mam okazji podziwiać piękna Tatr, ponieważ większość moich wyjazdów jest okraszona sztywnymi ramami czasowymi i próbą przesuwania własnych limitów. Ten wyjazd był jednak z goła inny – miałem okazję odkrywać Tatry od tej spokojniejszej strony. Chata Téryego to idealne miejsce do takich górskich kontemplacji.
Dnia 05.07.2024 około godzinie 7:00, czyli wyjątkowo późno wybieram się w Tatry Słowackie. Po raz pierwszy mam okazję udać się tam od strony Jurgowa, a ten wariant drogowy robi na mnie całkiem pozytywne wrażenie, prócz obowiązkowego elementu prac drogowych w okolicach Zakopanego. Przed godziną 10:00 udaje nam się dotrzeć do Starego Smokowca. Opłacam tam parking na 3 dni (€45), bowiem podczas tego wyjazdu będę nocował w TANAPie dwie noce. Wraz z towarzyszką udajemy się dobrze znanym podejściem pod Hrebienioka, zorientowanym jako szlak zielony. Jest to pierwszy raz, gdy mam okazję iść tak późno, i jestem lekko zdziwiony ilością turystów.
Nie idziemy asfaltem, lecz podążamy klasycznym zielonym szlakiem, bo w końcu szlak to szlak.
Dość szybko docieramy do Hrebenioka, który tego dnia jest wyjątkowo gęsto oblężony turystami. Tatry tego dnia wydają się mieć względem nas rozdartą naturę, co dodaje wyprawie nieco nieprzewidywalności. Pogoda jest ani słoneczna, ani pochmurna, a większość szczytów pokrywają lokalne chmurki.
Nie rozglądamy się tu zbytnio i kontynuujemy trasę szlakiem zielonym. Zaraz za Hrebeniokiem znajduję się miejsce naszego noclegu. Jest to oczywiście Bilikova Chata. Obiekt ten sklasyfikowany jako hotel górski, wzbudził moje zainteresowanie kiedy podążałem tu blisko rok temu na Czerwoną Ławkę. Pięknie usytuowany, drewniany, wykonany w stylu alpejskim oczarował mnie i sprawił, że musiałem tu kiedyś się pojawić. Mijamy hotel, ponieważ meldunek wykonamy po osiągnięciu celu na dzisiaj czyli Chatę Téryego.
Schodzimy w dół doliny charakterystycznymi zakosami, mając u boku przepiękny potok – Zimną Wodę.
Po drodze mijamy Wodospady Zimnej Wody. Nie schodzimy do nich, tylko kontynuujemy marsz w kierunku Rainerovej Chaty.
Chwila marszu, charakterystyczna łąka i znajdujemy się przy Rainerovej Chacie. Mieliśmy tam wejść ale czas naglił i przełożyliśmy to na powrót. Finalnie i wtedy się nie udało. Trzeba będzie to jednak kiedyś nadrobić.
Szybkie spojrzenie na Łomnicę i Durny Szczyt. Dalej są w mroku chmur.
Po chwili wkraczamy na charakterystyczny fragment podejścia, gdzie szlak zielony współdzieli trasę z Magistralą Tatrzańską (szlak czerwony).
Idąc Magistralą, mijamy oczywiście kultowy element tego szlaku, czyli Olbrzymi Wodospad, z charakterystyczną, bijącą od niego bryzą.
Podejście jest bardzo przyjemne, a szlak doskonale utrzymany. Nie powinno zatem dziwić, że tak częstym widokiem są tu biegaczy górscy.
Szybkie spojrzenie na Dolinę Małej Zimnej Wody z magistrali.
Wchodzimy w las i docieramy do miejsca, które darzę nieszczególną sympatią ze względu na charakterystyczny zapach i niezbyt górski klimat – Chatę Zamkowskiego.
Dość szybko opuszczam to miejsce i kieruje się w stronę Wielkiego Łomnickiego Ogrodu.
U stóp Złotych Spadów przepięknie prezentuje się Łomnicki Ogród i płynąca przez niego Zimna Woda, opadająca przez wodospad nazywany Złotą Siklawą. Złote Spady to klasyczny próg lodowcowy, na którego wierzchołku znajduje się cel naszej podróży, czyli Chata Téryego. W latach 1833–1845 istniała tu niewielka kopalnia rudy.
Dolina Małej Zimnej Wody wraz z Zimnowodzką Granią w tle prezentuje się obłędnie.
Rzut okiem na Złotą Siklawę za naszymi plecami.
Dochodzimy do trawiastej półki, z której już mamy ostatnią prostą. Chata Téryego znajduje się na wyciągnięcie ręki.
Z okolic chaty rozpościera się doskonały widok na Pośrednią Grań.
Chwilę później docieramy do Doliny Pięciu Stawów Spiskich i znajdującej się tam Chaty Téryego.
Krótko spoglądamy na Mały Staw Spiski. Nie mamy okazji zbyt długo podziwiać tej urokliwej doliny, najobficiej otoczonej przez szczyty.
Widok podczas zejścia w kierunku Doliny Małej Zimnej Wody. W tle połacie Słowacji. Uwielbiam ten widok.
Najpóźniejsza godzina zameldowania w Bilikovej Chacie to 17:00, więc musieliśmy się bardzo spieszyć. Według informacji na Booking, nie dotrzymanie tego terminu mogło skutkować karą lub całkowitym anulowaniem noclegu, co było stresujące. Na szczęście udało nam się dotrzeć o 17:30, i wszystko obyło się bez żadnych konsekwencji poza koniecznością zapłacenia opłaty klimatycznej, z racji że znajdujemy się w Parku Narodowym. Bilikova Chata robi na nas doskonałe wrażenie, zwłaszcza klimatyczna część restauracyjna. Teraz pozostaje nam tylko zejście do Smokovca po rzeczy zostawione w samochodzie, a potem zasłużone piwo oraz posiłek. Zdjęcia z Bilikovej Chaty znajdują się w artykule z dnia drugiego – wyjścia do Śląskiego Domu od Hrebenioka przez Magistralę.