15 lipca 2023 udaję mi się przejść w niecałe 9 godzin szlak uznawany za najtrudniejszy w Tatrach. Czy tak na pewno jest? Nie mam porównania więc się nie wypowiem. Na pewno szlak cechuje konieczność posiadania dobrej kondycji i najdłuższa sekwencja łańcuchów w Tatrach. Zacznijmy jednak od początku.
Na wyprawę miałem się nie wybierać, ze względu na ból głowy i kiepskie samopoczucie. Koniec końców wstaje koło godziny 3:00, a trochę po 6:00 jestem na parkingu w Starym Smokowcu. Parking kosztuje 10 euro, można płacić kartą. Ruszam szlakiem zielonym w kierunku Hrebenioka.
Trochę ponad 2 kilometry marszu przez obszary typowo leśne wzdłuż torów i docieram do jednego z bardziej znanych węzłów turystycznych w Tatrach Słowackich, czyli właśnie wcześniej wspomnianego Hrebenioka. Znajduję się tam lokal z gastronomią i całkiem niezły widok m.in. na Łomnicę. W tym miejscu zyskuje się 250m.
Ruszam dalej zielonym szlakiem, w sumie to truchtam, ponieważ zbudowałem już jakiś tam zapas tlenowy. Dochodzę do wodospadu „Vodospady Studeneho Potoka”, który swoim pięknem usypia moją czujność i zapędzam się mylnie na szlak niebieski.
Dopiero kiedy sprawdzam aplikację mapy.cz (naprawdę szczerze polecam, bo usprawniła maksymalnie moją podróż, a czasem wręcz ratowała mnie z opresji, dla zainteresowanych jest to mapa offline ze szlakami), dowiaduje się, że zboczyłem ok. 1km co w górach jest dość sporą odległością biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że należy to przemnożyć razy 2. Z nieco ostudzonym temperamentem wracam na szlak zielony i dochodzę do Reinerowej Chaty. Nie zatrzymuje się tam, gdyż faktycznie nie robi ona większego wrażenia i w sumie mogła by nie istnieć.
Wkraczam następnie na fragment Magistrali Tatrzańskiej, gdzie śrubuje tempo. Dość sprawnie docieram do Chaty Zamkowskiego i tam już czystym szlakiem zielonym ruszam pod Chatę Terryeho. Tam zwalniam, gdyż bardzo mocno dają o sobie znać przewyższenia. Robię sobie częste przerwy i jestem zadziwiony swoją nędzną kondycją. Rozmawiam po drodze z bardziej doświadczonymi turystami, którzy dziś mają plany pozaszlakowe i którzy również odczuwają braki kondycyjna na tym odcinku. To mnie nieco podbudowuje. Podobnie jak obraz nosiczów, 30kg lżejszych odemnie. Po drodzę moją uwagę przykuwa helikopter transportujący trzykrotnie ciała. Miłe preludium przed jednym z trudniejszych szlaków w Tatrach. Docieram do Chaty Teryhego, dość urokliwe miejsce, jedyne gdzie jest jeszcze zasięg WiFi.
Po posiłku regeneracyjnym nie czekam długo i idę w kierunku Razciestia pod Sedelkiom, gdzie rozdzielają się szlak zielony i żółty.
Zielony prowadzi na Lodową Przełęcz, natomiast żółty stanowi mój cel w postaci czerwonej ławki. Tam też pojawia się pierwsza sekwencja łańcuchów, raczej tylko symbolicznych. Chwila bardziej wymagającego trekkingu i docieram do podnóża czerwonej ławki. W sumie robi wrażenie.
Po lewej stronie znajduję się szlak ubezpieczony łańcuchami, a po prawej via ferrata. Niektórzy przypinają się lonżami do łańcuchów, inni lecą po trudniejszej via ferracie bez asekuracji. Ja idę po łańcuchach, ekspozycja jest faktycznie duża, a wspinaczka momentami przypomina wspinaczkę. Trzeba szukać stopni i chwytów. Przepaść pod spodem dla niektórych osób faktycznie może być paraliżująca i blokują one szlak. Docieram na szczyt z dużą satysfakcją i zaczynam iść jeszcze via ferratą. Korzystając ze skoku odwagi zaczynam mknąć pozaszlakowo na Szeroką Wieże, jednak kiedy spotykam oszpejowanych wspinaczy idących właśnie tam, daruje sobie ten temat na dzisiaj. Skurcze i styl free solo nie komponują się wzajemnie. Schodzę i kontynuuję zejście żołtym szlakiem w kierunku Chaty Zbójnickiej. Tu już kompletnie nie korzystam z łańcuchów, gdyż są zbędne.
Po drodze napotykam jeszcze podejście po śniegu. Długi marsz piargami i mocno wymagającym trekkingiem odbiera sporo sił.
W końcu docieram do schroniska (Chaty Zbójnickiej), gdzie mam chwilę przerwy i zakupuje doskonały napój izotoniczny, szczerze polecam napoje ze sporą zawartością soli, ponieważ lepiej nawadniają, ze względu na występujące w soli kationy Na+ i Cl-. Czyli to co sprawia, że woda jest mineralna lub nie. Ruszam dalej w niekończącą się podróż szlakiem niebieskim. Siły coraz mocniej mnie opuszczają, a stawy dają o sobie znać. Ponadto zaczynam rozumieć czemu warto zainwestować w dobre skarpetki. Nie chodzi tu bynajmniej o kwestię termoregulacyjne. Zbyt duży luz powoduje, że stopa ma przestrzeń w bucie co powoduje obtarcia. Docieram do Hrebenioka, gdzie raczę się najlepszym Radlerem w życiu, od Zlatego Bazanta. Oczywiście zero. Zbiegam do Starego Smokowca i wracam do domu.
Szacun👍