22 kwietnia 2023 po niemałych zawirowaniach i dość późno pada pomysł zdobycia najwyższego szczytu Beskidu Wyspowego – Mogielicy 1170 m.n.pm. Pogoda tego dnia była tak dobra, że nie sposób było się temu pomysłowi oprzeć, pomimo tego, że wyjechaliśmy dopiero ok. godz. 13. Zawsze wzbraniałem się względem wyjazdów w rejony znajdujące się w bliższym sąsiedztwie Krakowa, Limanowej czy Myślenic. Zawsze miałem, wrażenie, że miejsca te nie są dzikie i dookoła spotka mnie komercjalizacja. Po dotarciu na miejsce znaleźliśmy bardzo duży darmowy parking i ruszyliśmy w kierunku odległej Mogielicy.
Liczba zabudowań była naprawdę nikła co pozytywnie wpłynęło na odbiór. Po drodze spotykamy sporo turystów, ale nie ma tu mowy o tłoku. Przechodzimy przez podnóże góry i ruszamy w kierunku właściwego masywu. Po drodze napotykamy na strumyki, które płyną bezpośrednio po szlaku, jeśli zatem ktoś chcę się tam wybrać, a już szczególnie kiedy warunki nie dopisują, dobre buty będą w cenie. Nie zmienia to faktu, że weszliśmy tam w butach miejskich z płaską podeszwą. Trasa jest bardzo ładna i momentami występują stromizny i lecące kamienie.
Duże wrażenie robią urokliwe polany, które aż proszą się o zrobienie tutaj biwaku. Mam wrażenie, że na tej górze rozgrywały się w dawnych czasach ciekawe historie – to już taki instynkt. Docieramy do polany przed właściwym szczytem – tam mnóstwo ludzi pali ogniska i biwakuje.
Jako, że nie ma tam parku narodowego ani krajobrazowego to najprawdopodobniej takie procedery są dozwolone. Dopiero ostatni fragment prowadzący już do szczytu i wieży stanowi (od 2011 roku) rezerwat przyrody, co i tak nie stanowi dla nikogo przeszkody w paleniu tam ognisk. W tle zaczynają majaczyć Tatry jednak nie są one zbyt dobrze widoczne, ponieważ wilgotne powietrze zaburza pole widzenia. Wchodzimy w iglasty las z błotną drogą prowadzącą bezpośrednio na szczyt. Po drodze pojawia się kilka ciekawych formacji skalnych. Na szczycie wchodzę na wierzę i podziwiam niezbyt dobrze, ale jednak widoczne Tatry.
Mimo dużej frekwencji wieża nie jest mocno oblężona. Warto dodać, dla osób bojących się wysokości, że jest dobrze zabezpieczona. Nieopodal wieży znajduję się stos krzyżów przyniesionych tu przez wszelakiej maści pątników. Wracamy na polanę przed szczytem i robimy sobie piknik. Jest na tyle ciepło, że sporo osób jest bez podkoszulków. Sam korzystam z tej opcji. Obok mężczyzna – fanatyk krótkofalarstwa, nawiązuje łączność z kimś z Wieliczki. Wracamy powoli na parking i ruszamy w drogę powrotną.